Poprzednia strona Następna strona
     

Forum
 

Rozdział I - Wprowadzenie i fabuła

Autor: Mike "Vendeta" Tarnowski

Wprowadzenie

ardzo Państwa przepraszamy, że przerywamy program. Otrzymaliśmy bardzo ważną informację z posiedzenia członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Przy mikrofonie, Suzane Dulfer.

- Dzisiejszy dzień można nazwać przełomowym dla Ameryki Południowej. Po raz pierwszy w swojej historii Organizacja Narodów Zjednoczonych powołała komisję i inspektorów, którzy walczyć będą z handlem oraz produkcją twardych narkotyków w tym regionie. Dodajmy, że chodzi głównie o towar najbardziej "luksusowy", to jest niesyntetyczną kokainę. Jej produkcja sięga tysięcy ton rocznie w Kolumbii, wśród ukrytych w górach przetwórni oraz plantacji kontrolowanych przez kartelowych lordów. Pomimo wsparcia zachodnich mocarstw, Kolumbia nie może poradzić sobie z tym problemem ponieważ oddziałom rządowym od wielu lat nie udaje się rozbić FARC (Rewolucyjnych Zbrojnych Sił Kolumbii) zbrojnego skrzydła Kolumbijskiej Partii Komunistycznej. Grupa działająca od połowy lat 60-tych wspierana była finansowo przez Kubę i reżim Castro, obecnie działa nadal znalazłwszy sojusznika w postaci karteli. Układ jest klarowny - kiedy FARC robi zamieszanie w Kolumbii, narkotyki nieprzerwaną falą idą do Europy oraz Ameryki Północnej.

Zadaniem postawionym przed Komisją jest pomoc zainteresowanym krajom w uszczelnieniu granic oraz znalezienia kanałów przerzutowych, których zlikwidowanie znacznie przyczyniłoby się do ograniczenia dostępności tego narkotyku w wysoko uprzemysłowionych krajach.

Godnym uwagi faktem jest to, że wniosek o powołanie komisji złożyli Rosjanie, których problem narkotyków w ostatnich latach dotyka najbardziej. Poparło go wiele krajów nie mających prawa głosu w Radzie. Wygląda na to, że jest jedna z najbardziej jednomyślnych decyzji ONZ w ostatnich latach, organizacji uważanej za strukturalnie skostniałą i nie potrafiącą podejmować ważnych decyzji.

Mówiła Suzane Dulfer dla programu 96.

Założenia

ak jak wspomniałem, mile widzianych jest od 5-6 graczy z dużym doświadczeniem. Wynika to głównie z tego, że akcja przygody prowadzić się będzie sama - dzięki poczynaniom Graczy bo to oni oni będą tworzyć elementy intrygi.

Dawno temu zauważyłem, że wprowadzenie do gry Agenta-Gracza, bądź Agenta-NPC mocno "młóci" przygodę i wewnętrzne spiski (nieufność) rozbijają drużynę. Graczy nie stać ich na koordynację działań, a rozgrywka przypomina chaos miejscami przerywany zajadłą rywalizacją. Powoduje to wielowątkowość przygody i co najważniejsze znacznie zwiększa dynamikę rozgrywki.

Moi gracze przyzwyczajeni są do tego, że jeden z nich zawsze jest jeden szpieg i skupiają się na jego szukaniu. To myślenie wykorzystałem przeciwko nim i każdego mianowałem Agentem, co jak się okazało było sporym zaskoczeniem dla każdego z nich.

W grze występują 3 podgrupy. Pierwsza to Brazylijczyk, druga - dwóch Rosjan oraz trzecia - dwóch do trzech Polaków. Brazylijczyk to oficjalnie wojskowy pilot (klasa SOLO) w stopniu sierżanta, nieoficjalnie major wywiadu po przeszkoleniu służb specjalnych z niewidzialną na pierwszy rzut oka cybernetyką. Dwóch Rosjan to oficjalnie członkowie komisji ONZ, a nieoficjalnie agenci Wywiadu Wojskowego Rosji (klasa SZPIEG (um. specjalna Kamelon) SZPIEG/TECHNIK). Polacy to natomiast to bezpośrednia ochrona członków komisji - Błękitne Hełmy. Nieoficjalnie są to członkowie Polskiego Wywiadu Wojskowego (klasa SOLO, TECHNIK, TECHNIK MEDYCZNY). Jak łatwo się domyślić, jest to kombinacja postaci-graczy równie wybuchowa co taktyczna bomba nuklearna.

Realia

dy nie mam pomysłu na sesję wodzę palcem po mapie i tam gdzie mi się zatrzyma prawdzę przygodę. Tym razem padło na Brazylię, o której w Cyberpunku niewiele wiadomo. Postaram się w skrócie przybliżyć MG jak ja ją sobie wyobrażam za hipotetyczne 20 lat.

Brazylia w 2021 roku : To największy kraj na kontynencie południowoamerykańskim. Jest bardzo zróżnicowany pod względem poziomu gospodarczego - im geograficznie bliżej Atlantyku tym bliżej mu do poziomu cywilizowanego świata. Rio do Janeiro, Sao Paulo to metropolie niczym nie różniące się od Night City, Nowego Jorku, Londynu czy Rzymu. Jednak im dalej na zachód, tym mniej autostrad, dużych skupisk ludzi, coraz większa dzicz i "bliższy kontakt" z nieskalaną cywilizacją naturą. Tak jest teraz i tak będzie jeszcze przez wiele lat, dopóki Brazylia nie wyjdzie z wewnętrznych długów i nie dogoni potęg gospodarczych świata.

W kraju, w którym nad Atlantykiem leczone są złośliwe odmiany raka, w głębi lądu, gdzieś w Amazonii likwidowane są ostatnie ogniska zapomnianej przez historię choroby - "trądu". Tam już nie ma Netwatchu, nie ma telefonów komórkowych i supermarketów. Ogólna bieda i tania siła robocza sprzyja rozwojowi przemysłu, choć z braku porządnych dróg i szlaków jest to proces dużo wolniejszy niż potrzeby kraju.

Rząd próbuje utrzymać niezależność od wpływów korporacji, jednak opinia publiczna, oczekująca rozwiązania trudnych problemów gospodarczych zmusza rządzących do współpracy z koncernami. A jeśli są układy to i ustępstwa.

Kiepsko opłacana armia, "gnije od głowy", tj. od generalskich gwiazdek, gdzie patriotów zastąpili karierowicze i biznesmeni, dbający o własny interes niż kraju.

W 2016 roku Brazylia wystrzeliła swoją pierwszą rakietę na orbitę. Program kosmiczny jednak raczkuje i nie wygląda na to, żeby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić.

Sytuacja polityczna sprawia wrażenie stabilnej, jednak nawet najmniejsza wpadka rządzących natychmiast będzie skutkować ponownymi wyborami. Największa koncentracja armii jest na granicy Peruwiańsko-Kolumbijsko-Wenezuelskiej, gdzie wyjątkową aktywność przejawia FARC i kartele. Stacjonuje tam armia zawodowa, piechota morska oraz batalion operacji specjalnych (1ş Batalhăo de Forças Especiais). Niestety nie dysponują ciężkim sprzętem oraz cierpią na brak regularnych dostaw. Główną przyczyną tych problemów są długie trasy zaopatrzeniowe, z których większość jest obsługiwana drogą powietrzną. Efektem łatwym do przewidzenia jest dziurawa granica, którą kartele skutecznie wykorzystują do przemytu.

Fabuła

RU wpada na informację, że nowoczesna broń produkcji rosyjskiej pojawiła się w rękach FARC. Gdyby sprawa ujrzała światło dzienne, Rosja stanęłaby w obliczu kompromitacji, iż walcząc z terroryzmem w Czeczenii, wspiera go w innych krajach. Dlatego, rozpoczęte zostaje śledztwo na wysokim szczeblu, mające wyjaśnić zainstniałą sytuację. Okazuje się, że jeden z handlarzy bronią, niegdyś reprezentujących Rosję w Ameryce Środkowej i Południowej poza sprzedażą sprzętu brazylijskiej generalicji, handlował z kartelami narkotykowymi. Była to zazwyczaj broń małej skali jak smartowane karabinki AK, czy systemy snajperskie SVA. Niestety, wyglądało na to, że transakcje opiewały również na wozy opancerzone rozpoznania. Jak udowodnił wywiad, w rękach FARC pojawił się też sprzęt znacznie nowocześniejszy od tego, którym Rosja chciałaby handlować - np. pociski moździeżowe SMART (opadają na spadochronie, i gdy odnajdą cel na powierzchni -człowiek/czołg/pojazd- nakierowywują się na niego, nastepuje detonacja i z prędkością kilometra na sekundę uderzają w obiekt - pociski AP maja strumienie kumulacyjne, natomiast HE materiał burdzący).

Po drugiej stronie świata powołana zostaje z inicjatywy Rosjan, komisja ONZ do walki z narkotykami. Poza walką z kartelami, spełniać ma ona tą samą rolę co niefortunny handlarz. Rozkazy jednak szybko się zmieniają, gdyż prowadząca śledztwo w Rosji Federalna Służba Bezpieczeństwa dociera do spowitej kłębami dymów i pożarów Czeczenii, a dokładnie do zrujnowanej przez Rebeliantów Bazy Omega.

Baza Omega to miejsce, w którym stacjonowały eksperymentalne systemy bojowe - dopiero testowane na polach bitew. Uważono, że baza chroniona przez elitarny oddział komandosów jest stosunkowo bezpieczna. Zresztą nie było realnego zagrożenia ponieważ była znacznie oddalona od rejonu walk. Atak nadszedł z najmniej spodziewanego miejsca - tj. od środka. Sabotażysta nim został zabity rozbroił jeden z ładunków chemicznych znajdujących się w magazynach. Uwolniony gaz paralityczno-drgawkowy trwale niszczący układ nerwowy człowieka, zabił kilkadziesiąt osob i jeszcze więcej okaleczył. Ze względu na krótki czas rozpadu gazu, pół godziny później oddział Czeczeńców zniszczył instalacje bazy i zabrał wszystko co tylko zdołał. To czego zabrać się nie dało, zniszczył. Łupem Czeczenów padły dwa helikoptery Mi-24RCh - rozpoznania chemicznego/biologicznego/radiologicznego (pilotowali je iraccy najemnicy) wraz z wyposażeniem, kilkadziesiąt sztuk broni ciężkiej i średniej (załadowano je na helikoptery) oraz ciężarówka wielkokalibrowej broni lotniczej i przeciwlotniczej oraz amunicji do niej. Zniknęło też wiele naukowej dokumentacji. Straty uznano za bardzo ciężkie. Skradziona broń, stwarzała realne zagrożenie dla walczących Rosjan, więc za wszelką cenę utajniano informację o tym, że Czeczeńcy (do wyczerpania zapasów) mogą używać broni nowocześniejszej niż dysponuje regularna armia. FSB długo zastanawiało się, do czego Czeczeńcy wykorzystają nieuzbrojone helikoptery, jednak odpowiedź przyszła dopiero wtedy gdy (na podstawie kopii dokumentów) nie doliczono się kilkunastu bomb lotniczych z bronią chemiczną. Bomb, które mogą być zrzucane z nieuzbrojonego Mi-24RCh. Następnego dnia, każdy oddział walczący w Czeczeni w ramach "uzupełnienia wyposażenia" otrzymał maski przeciwgazowe, skuteczne jedynie wobec kilku ukradzionych głowic wypełninych gazem musztardowym, tj. iperytem. Pomimo, upływu czasu - ponad rok - ani helikoptery, ani broń chemiczna nie została użyta przez Czeczenów. GRU w raporcie stwierdziło, że helikoptery po prostu się zepsuły albo wojsko rosyjskie zabiło pilotów, a w kopiach dokumentów były błędy i ktoś po prostu się nie doliczył bomb wypełnionych bronią chemiczną.

Ta opinia mydliła generalicji oczy do czasu, gdy w Gruzji nie złapano człowieka, który stwierdził, że widział masę broni oraz helikoptery Mi-24 ładowane na statek w Tbilisi i wywiezione Marokańskim frachtowcem w niewiadomym kierunku. W tym momencie, po raz pierwszy, skojarzono handlarza bronią z incydentem w Bazie Omega.

W takiej sytuacji celem nr.1 Rosyjskiej Komisji staje się odnalezienie handlarza i jego przesłuchanie, oficjalnie - w celu "dowiedzenia się w jaki sposób dostał się w posiadanie rosyjskiego sprzętu". Mimo, że GRU i FSB zna odpowiedź na to pytanie, celowo nie informuje o tym swoich agentów, by w razie wpadki nie mogli pogorszyć i tak bardzo niezręcznej sytuacji "mateczki rosiji". Agenci dostają informację o prawdopodobnym miejscu przebywania handlarza, i mając podkład, że jest zamieszany w sprawę handlu narkotykami, ONZ daje zielone światło by go zatrzymać i przekazać Brazylijczykom. Niestety sytuacja znacznie się komplikuje, ponieważ komisja otrzymuje ochronę złożną z Błękitnych Hełmów oraz brazylijskiego pilota helikoptera. Nadmierna troska ONZ przysporzy Agentom samych kłopotów, a misję ktoś musi wykonanać.

Polska ochrona to oficerowie Wywiadu Wojskowego, którzy mają za zadanie przechwycić handlarza, przesłuchać i zabić, NIM zostanie przekazany Brazylijczykom. Dlaczego? Ów handlarzyna pracował również dla Polaków reprezentując Polski przemysł zbrojeniowy na terenie Ameryki Południowej, informacje które zeznać mogłyby być bardzo kłopotliwe dla "ojczystych" interesów w tym regionie. I w końcu dochodzimy do Brazylijczyka, któremu JEGO wywiad polecił przyjrzenie się pracy Komisji. Jej zachowanie BUDZI wątpliwości, że współdziałają z poszukiwanym handlarzem narkotyków.

Jak widzicie przygotowałem dla Graczy niezły kocioł. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, godna tylko wenezuelskich oper mydlanych. Otóż, szef komisji ONZ jako jedyny otrzyma aktualną fotografię poszukiwanego i... rozpozna w nim zaginionego BRATA! Co wygra? Obowiązek? Praworządność a może własny interes? Warto poprowadzić tą przygodę by się o tym przekonać.

Na zakończenie dodam, że ta sesja przewiduje trupy Graczy zabitych przez Graczy, stąd radze poważnie przemyśleć to czy chcecie ją prowadzić.

Do następnęgo rozdziału : Postacie


Powrot