Poprzednia strona Następna strona
     

Forum
 

Agrippa (A Book of the Dead)

Autorzy: Mateusz "Matys" Bonecki, Cezar "Thannatos" Matkowski (tłum.)

Poemat ten można przeczytać w języku angielskim i polskim

roku 1991 William Gibson i Bruce Sterling napisali wspólnie powieść pod tytułem "Maszyna różnicowa" (Difference Engine). Nie dało się tej książki już porównać do tekstów związanych z Trylogią Ciągu; "była lżejsza". Po śmierci swego ojca Gibson napisał poemat "Agrippa" (1992), który swoją formą i treścią relacjonował refleksje autora rozmyślającego nad sensem istnienia, przemijaniem czasu. Poemat wydano jedynie na dyskietkach, a do tego w ograniczonym nakładzie (elektroniczna wersja tekstu szybko jednak rozeszła się po Internecie).

Stroną graficzną przedsięwzięcia zajął się Dennis Ashbaugh. "Agrippa" zaskoczyła swym wyglądem wielu czytelników - każdy przeczytany wers poematu był automatycznie usuwany. Był to bardzo znaczący symbol - nic nie jest w stanie się powtórzyć; nawet tekst poematu. Postacie ze wszystkich powieści Gibsona cechuje człowieczeństwo. Autor jednak sam nigdy nie skłaniał się ku jakimkolwiek rozważaniom - jego bohaterowie przyjmują świat takim, jakim jest. Tym razem Gibson uzewnętrznił swoje uczucia i swoje stanowisko (być może nieco odmienione przez to przykre wydarzenie - śmierć ojca). "Agrippa (A Book of the Dead)" jest pewnym przełomem w twórczości Williama Gibsona. Od roku 1992 napisał tylko dwie powieści: "Światło wirtualne" (1993) i "Idoru" (1996), które w swej wymowie są nieco bardziej delikatne (jeśli zechcemy je porównać do Trylogii Ciągu i opowiadań z "Wypalić Chrom"). Nie wybiegają też tak daleko w przyszłość, bo jedynie do pierwszych lat wieku XXI (nie zaś jak Sprawl - do połowy tegoż wieku).

"Agrippa" to opowieść o zmarłych ludziach i okruchach ich życia. Dokumentacją ich istnienia jest album z fotografiami. Gibson opisuje poszczególne zdjęcia (nie stosuje przy tym zbyt wielu czasowników - zabieg ten powoduje, że czytając czujemy swego rodzaju bezruch emanujący z poematu). Z inercją związany jest chwilowy brak czasu, który podkreśla wagę i monumentalność wspomnienia i sentymentu, na nowo odkrywanego przez Gibsona. Sporo jest w poemacie tęsknoty, żalu i, ostatecznie, dekadencji. Przyroda, drewniane budynki z lat dwudziestych są zniekształcane przez postęp. Bruk, po którym niegdyś stąpały konie Jankesów, został wymieniony na betonową płytę - kilkadziesiąt lat pamięci uciekło gdzieś daleko i nikt nie jest już w stanie ich przywrócić. Ów beton jest swego rodzaju symbolem nowoczesności, która nie zawsze jest konieczna i dzięki której nie zawsze dokonuje się zmian na lepsze. Sztuka miesza się w poemacie z technologią. Nie mam na myśli pop-artu poddanego zabiegowi ekstrapolacji, czy też o techno-gotyku. "Agrippa" mówi o przyrodzie, o kwiatach (będących ewidentnym symbolem piękna), o szacunku dla tradycji.

Można domyślać się, być może odbiegając od faktycznych zamysłów autora, że zmęczenie cyberpunkiem spowodowało zmianę w pisarstwie Gibsona. "Agrippa" opowiada o rzeczach, których w cyklu Sprawl (oraz w pokrewnych utworach) nie było. Autor stosuje symbole odsyłające mimowolnie czytelnika do wcześniejszych powieści. Wszystko pozbawione zostało przez Gibsona naukowych podstaw. W kilku fragmentach poematu pierwsze skrzypce gra tajemniczość równa tej, stworzonej (i wiecznie rozwijanej) przez każde dziecko. (Ezoteryczne czasopisma okazują się być początkiem pisarstwa Gibsona, a wielka skrzynia na poddaszu fascynuje młodego człowieka ogromem zawartych w sobie rzeczy.) Wszędzie tam, gdzie pojawia się przyroda i pamięć o przeszłości, jest także "maszyna". Jest bowiem ona nieodłącznym elementem życia człowieka, choć nie zawsze potrzebnym i rozważnie stosowanym.

"Agrippa" to także historia i definicja mechanizmu, który z jednej strony może symbolizować śmierć, a z drugiej życie. Pojawia się także w roli wszechobecnej technologii. Mechanizm otacza człowieka i staje się praktycznie wszystkim - całą rzeczywistością. Maszyna wyznacza życie i śmierć; oznacza postęp, cywilizację. Stanowi prawo ewolucji, które zawsze jest egzekwowane. Burzenie rzeczy starych i stawianie nowych - kosmopolitycznych, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Śmiech rozlegający się wewnątrz mechanizmu, jest dźwiękiem wydobywającym z ust szaleńca, który trwa i obserwuje. Po prostu czeka na ostateczny efekt działania cywilizacji.

Agrippa
(A Book of the Dead)


I hesitated
before untying the bow
that bound this book together.

A black book:
     ALBUMS
     CA. AGRIPPA
     Order Extra Leaves
     By Letter and Name

A Kodak album of time-burned
black construction paper

The string he tied
Has been unravelled by years
and the dry weather of trunks
Like a lady's shoestring from the First World War
Its metal ferrules eaten by oxygen
Until they resemble cigarette-ash

Inside the cover he inscribed something in soft graphite
Now lost
Then his name
W.F. Gibson Jr.
and something, comma,
1924

Then he glued his Kodak prints down
And wrote under them
In chalk-like white pencil:
"Papa's saw mill, Aug. 1919."

A flat-roofed shack
Against a mountain ridge
In the foreground are tumbled boards and offcuts
He must have smelled the pitch, In August
The sweet hot reek
Of the electric saw
Biting into decades


Next the spaniel Moko
"Moko 1919"
Poses on small bench or table
Before a backyard tree
His coat is lustrous
The grass needs cutting
Beyond the tree,
In eerie Kodak clarity,
Are the summer backstairs of Wheeling,
West Virginia
Someone's left a wooden stepladder out

Aunt Fran and [obscured]
Although he isn't, this gent
He has a "G" belt-buckle
A lapel-device of Masonic origin
A patent propelling-pencil
A fountain-pen
And the flowers they pose behind so solidly
Are rooted in an upright length of whitewashed
concrete sewer-pipe.

Daddy had a horse named Dixie
"Ford on Dixie 1917"
A saddle-blanket marked with a single star
Corduroy jodpurs
A western saddle
And a cloth cap
Proud and happy
As any boy could be

"Arthur and Ford fishing 1919"
Shot by an adult
(Witness the steady hand
that captures the wildflowers
the shadows on their broad straw hats
reflections of a split-rail fence)
standing opposite them,
on the far side of the pond,
amid the snake-doctors and the mud,
Kodak in hand,
Ford Sr.?

And "Moma July, 1919"
strolls beside the pond,
in white big city shoes,
Purse tucked behind her,
While either Ford or Arthur, still straw-hatted,
approaches a canvas-topped touring car.

"Moma and Mrs. Graham at fish hatchery 1919"
Moma and Mrs. G. sit atop a graceful concrete
arch.

"Arthur on Dixie", likewise 1919,
rather ill at ease.
On the roof behind the barn, behind him,
can be made out this cryptic mark:
H.V.J.M.[?]

"Papa's Mill 1919", my grandfather most regal amid a wrack of
cut lumber,
might as easily be the record
of some later demolition, and
His cotton sleeves are rolled
to but not past the elbow,
striped, with a white neckband
for the attachment of a collar.
Behind him stands a cone of sawdust some thirty feet in height.
(How that feels to tumble down,
or smells when it is wet)


II.

The mechanism: stamped black tin,
Leatherette over cardboard, bits of boxwood,
A lens
The shutter falls
Forever
Dividing that from this.

Now in high-ceiling bedrooms,
unoccupied, unvisited,
in the bottom drawers of veneered bureaus
in cool chemical darkness curl commemorative
montages of the country's World War dead,

just as I myself discovered
one other summer in an attic trunk,
and beneath that every boy's best treasure
of tarnished actual ammunition
real little bits of war
but also
the mechanism
itself.

The blued finish of firearms
is a process, controlled, derived from common
rust, but there
under so rare and uncommon a patina
that many years untouched
until I took it up
and turning, entranced, down the unpainted
stair,
to the hallway where I swear
I never heard the first shot.

The copper-jacketed slug recovered
from the bathroom's cardboard cylinder of
Morton's Salt
was undeformed
save for the faint bright marks of lands
and grooves
so hot, stilled energy,
it blistered my hand.

The gun lay on the dusty carpet.
Returning in utter awe I took it so carefully up
That the second shot, equally unintended,
     notched the hardwood bannister and brought
     a strange bright smell of ancient sap to life
     in a beam of dusty sunlight.
     Absolutely alone
     in awareness of the mechanism.

Like the first time you put your mouth
on a woman.


III.

"Ice Gorge at Wheeling
1917"

Iron bridge in the distance,
Beyond it a city.
Hotels where pimps went about their business
on the sidewalks of a lost world.
But the foreground is in focus,
this corner of carpenter's Gothic,
these backyards running down to the freeze.

"Steamboat on Ohio River",
its smoke foul and dark,
its year unknown,
beyond it the far bank
overgrown with factories.

"Our Wytheville
House Sept. 1921"

They have moved down from Wheeling and my father wears his
city clothes. Main Street is unpaved and an electric streetlamp is
slung high in the frame, centered above the tracked dust on a
slack wire, suggesting the way it might pitch in a strong wind,
the shadows that might throw.

The house is heavy, unattractive, sheathed in stucco, not native
to the region. My grandfather, who sold supplies to contractors,
was prone to modern materials, which he used with
wholesaler's enthusiasm. In 1921 he replaced the section of brick
sidewalk in front of his house with the broad smooth slab of poured
concrete, signing this improvement with a flourish, "W.F.
Gibson 1921". He believed in concrete and plywood
particularly. Seventy years later his signature remains, the slab
floating perfectly level and charmless between mossy stretches of
sweet uneven brick that knew the iron shoes of Yankee horses.

"Mama Jan. 1922" has come out to sweep the concrete with a
broom. Her boots are fastened with buttons requiring a special instrument.

Ice gorge again, the Ohio, 1917. The mechanism closes. A
torn clipping offers a 1957 DeSOTO FIREDOME, 4-door Sedan,
torqueflite radio, heater and power steering and brakes, new
w.s.w. premium tires. One owner. $1,595.


IV.

He made it to the age of torqueflite radio
but not much past that, and never in that town.
That was mine to know, Main Street lined with
Rocket Eighty-eights,
the dimestore floored with wooden planks
pies under plastic in the Soda Shop,
and the mystery untold, the other thing,
sensed in the creaking of a sign after midnight
when nobody else was there.

In the talc-fine dust beneath the platform of the
Norfolk & Western
lay indian-head pennies undisturbed since
the dawn of man.

In the banks and courthouse, a fossil time
prevailed, limestone centuries.

When I went up to Toronto
in the draft,
my Local Board was there on Main Street,
above a store that bought and sold pistols.
I'd once traded that man a derringer for a
Walther P-38.
The pistols were in the window
behind an amber roller-blind
like sunglasses.
I was seventeen or so but basically I guess
you just had to be a white boy.
I'd hike out to a shale pit and run
ten dollars worth of 9mm
through it, so worn you hardly
had to pull the trigger.
Bored, tried shooting
down into a distant stream but
one of them came back at me
off a round of river rock
clipping walnut twigs from a branch
two feet above my head.
So that I remembered the mechanism.


V.

In the all night bus station
they sold scrambled eggs to state troopers
the long skinny clasp-knives called fruit knives
which were pearl handled watermelon-slicers
and hillbilly novelties in brown varnished wood
which were made in Japan.

First I'd be sent there at night only
if Mom's carton of Camels ran out,
but gradually I came to value
the submarine light, the alien reek
of the long human haul, the strangers
straight down from Port Authority
headed for Nashville, Memphis, Miami.
Sometimes the Sheriff watched them get off
making sure they got back on.

When the colored restroom
was no longer required
they knocked open the cinderblock
and extended the magazine rack
to new dimensions,
a cool fluorescent cave of dreams
smelling faintly and forever of disinfectant,
perhaps as well of the travelled fears
of those dark uncounted others who,
moving as though contours of hot iron,
were made thus to dance
or not to dance
as the law saw fit.

There it was that I was marked out as a writer,
having discovered in that alcove
copies of certain magazines
esoteric and precious, and, yes,
I knew then, knew utterly,
the deal done in my heart forever,
though how I knew not,
nor ever have.

Walking home
through all the streets unmoving
so quiet I could hear the timers of the traffic lights a block away:
the mechanism.
Nobody else, just the silence
spreading out
to where the long trucks groaned
on the highway
their vast brute souls in want.


VI.

There must have been a true last time
I saw the station but I don't remember
I remember the stiff black horsehide coat
gift in Tucson of a kid named Natkin
I remember the cold
I remember the Army duffle
that was lost and the black man in Buffalo
trying to sell me a fine diamond ring,
and in the coffee shop in Washington
I'd eavesdropped on a man wearing a black tie
embroidered with red roses
that I have looked for ever since.

They must have asked me something
at the border
I was admitted
somehow
and behind me swung the stamped tin shutter
across the very sky
and I went free
to find myself
mazed in Victorian brick
amid sweet tea with milk
and smoke from a cigarette called a Black Cat
and every unknown brand of chocolate
and girls with blunt-cut bangs
not even Americans
looking down from high narrow windows
on the melting snow
of the city undreamed
and on the revealed grace
of the mechanism,
no round trip.

They tore down the bus station
there's chainlink there
no buses stop at all
and I'm walking through Chiyoda-ku
in a typhoon
the fine rain horizontal
umbrella everted in the storm's Pacific breath
tonight red lanterns are battered,

laughing,
in the mechanism.

Podziękowania dla Mateusza "Matysa" Boneckiego za znalezienie materiału i recenzję. Jestem pod dużym wrażeniem materiału.
[ Vendeta ]


Agryppa
(Księga Zmarłych)


Wahałem się
nim rozwiązałem wstążki,
wiążące tę książkę.


Czarna księga:
     ALBUMY
     CA. AGRYPPA
     Istnieje możliwość
     zamówienia dodatkowych kart

Album Kodaka z nadgryzionej zębem czasu
Czarnej tektury


Nici, które złączył
Zostały rozplecione przez lata

Jak kobieca sznurówka z czasów Pierwszej Wojny ¦wiatowej.
Ze skuwkami zżartymi przez tlen tak,
Że aż przypominają popiół z papierosa.

Na wewnętrznej stronie okładki ktoś miękkim ołówkiem napisał:
Teraz zatarte
Potem jego imię:
W.F.Gibson Jr.
coś jeszcze, przecinek,
1924

Niżej wkleił odbitki Kodaka
I podpisał
Białym, podobnym do kredy ołówkiem:
"Tartak taty, Sierp. 1919."

Szopa o płaskim dachu,
Naprzeciw górskiego łańcucha.
Na pierwszym planie zwalone deski i ścinki drewna
Musiał wtedy pachnieć świeżą żywicą, W sierpniu
Słodki, gorący odór
Elektrycznej piły
Wrzynający się w dekady.

Następnie spaniel Moko
"Moko 1919"
Pozuje na ławeczce czy stole
Przed drzewem na podwórzu
Jego sierść jest błyszcząca
Trawa wymaga koszenia
Za drzewem
W tajemniczej ostrości Kodaka
Letnie sekrety Wheeling
W Zachodniej Wirginii.
Ktoś wystawił drewniana drabinę

"Ciotka Fran i (nieczytelne)"
I choć go nie ma, ten pan
Ma klamrę u pasa w kształcie litery G
Masońska odznakę w klapie
Patentowy, automatyczny ołówek
Wieczne pióro
I kwiaty, tak dumnie stojące w tle,
Są posadzone w pobielonym wylocie
betonowej rury kanalizacyjnej.

Tatuś miał konia imieniem Dixie
"Ford na Dixie'm. 1917"
Kropierz oznaczony pojedynczą gwiazdą
Sztruksowe bryczesy
Zachodnie siodło
I płócienna czapka
Szczęśliwy i dumny
Jak tylko chłopiec być może.
"Artur i Ford na rybach 1919"
Pstryknięte przez dorosłego
(Zauważ tę nieruchomą rękę
zrywającą polne kwiaty
cienie na ich szerokich słomkowych kapeluszach,
odbicia światła na drucianej siatce)
stojącego naprzeciw nich,
po drugiej stronie stawu,
pośród ważek i błota,
z Kodakiem w ręce,
Ford Sr.?

I "Mama lipiec, 1919"
spaceruje w poblizu stawu,
w białych i dużych miejskich butach,
z torebka na ramieniu,
Podczas gdy Artur czy Ford, wciąż w kapeluszu
zbliża się do samochodu z rozkładanym dachem.

"Mama i pani Graham w wylęgarni ryb 1919"
Mama i pani Graham siedzą na gustownym betonowym łuku.

"Artur na Diexie'm.", również 1919
raczej nie czuje się tam wygodnie.
Na dachu za stodołą i za nim,
można odczytać zagadkowy znak:
H.V.J.M [?]

"Tartak taty 1919", mój dziadek w królewskiej pozie pośród stert
ściętych pni,
Może to być zapis
PóĄniejszej wycinki
Rękawy jego koszuli są podwinięte,
prawie aż za łokieć,
Koszula jest w paski, z białym wyłogiem pod szyją,
do przypięcia kołnierzyka.
Za nim stoi stóg opiłków i trocin, wysoki prawie na dziesięć stóp.
(Jak on wygląda gdy się obala,
lub pachnie, gdy jest mokry)


II.

Mechanizm: czarna tłoczona cyna,
Skóra na kartonie, kawałki drewna,
Soczewka
Koperta odpadła
Na zawsze
Oddzielając to od tego.
Teraz w wysoko sklepionych sypialniach
niezamieszkałych, nieodwiedzanych,
w dolnych szufladach fornirowanych biurek
w chłodnej chemicznej ciemności kłębią się okolicznościowe
fotomontaże zabitych na wojnie światowej.

tak jak to sam odkryłem
pewnego lata w skrzyni na strychu,
pod tym największym skarbem każdego chłopca
gromadzonymi łuskami pocisków
prawdziwe okruchy wojny
lecz także
ów mechanizm

Niebieskawe wykończenie broni palnej,
jest procesem kontrolowanym, pochodnym pospolitemu
rdzewieniu, lecz tam
pod tak rzadka i niezwykła patyną
przez lata nietkniętą,
póki jej nie podniosłem
i wróciłem, jak we śnie, po niepomalowanych
schodach,
do przedpokoju, gdzie, przysięgam,
nie usłyszałem pierwszego strzału.

Pocisk odziany w miedĄ odkryty
w tekturowym opakowaniu
soli Mortonowskiej
nie był odkształcony
poza lekkimi, jasnymi śladami
otarcia gwintem
tak gorąca, nieruchoma energia,
poparzyła moją dłoń.

Pistolet leżał na zakurzonym dywanie.
Wracając, przerażony, podniosłem go tak delikatnie,
Że drugi strzał, równie niezamierzony,
     drasnął balustradę, powołując do życia
     dziwny zapach pradawnych soków
     w promieniu zakurzonego światła
     Całkowicie samotny
     W obecności mechanizmu.

Tak jak pierwszy dotyk ustami kobiety.


III.

"Ice Gorge we Wheeling
1917"

Stalowy most w oddali,
Poza miastem.
Hotele, gdzie alfonsi prowadzą swoje interesy,
na chodnikach zagubionego świata.
Ale pierwszy plan jest wyraĄny,
ten róg ciesielskiego Gotyku,
te szybko zamarzające podwórka.

"Parowiec na rzece Ohio"
jego dym jest brudny i ciemny,
jego wiek nieznany
za nim, odległy brzeg,
zarośnięty fabrykami.

"Nasz dom w Wytheville, sierp. 1921"
Przenieśli się tu z Wheeling a mój ojciec nosi swoje miejskie ubranie. Głównej
ulicy nie pokryto asfaltem, a elektryczna latarnia wisi wysoko, zawieszona na
luĄnym drucie nad pokryta koleinami ziemią, wskazując tor swych wahań na silnym
wietrze, cienie, które mogłaby rzucać.

Dom jest niezgrabny i nieatrakcyjny, pokryty tynkiem, nie uzywanym w tych stronach.
Mój dziadek, sprzedawszy swe zapasy drewna, padł ofiarą nowoczesnych materiałów,
których używał z niegasnącym entuzjazmem. W 1921 zastąpił brukowany fragment chodnika
szeroką i gładką betonową płytą, z fantazyjnym napisem "W.F. Gibson 1921". Mocno
wierzył w beton i sklejkę. Siedemdziesiąt lat póĄniej, jego podpis pozostał na idealnie płaskiej
płycie bez żadnego wdzięku, leżącej pomiędzy omszałymi fragmentami bruku, pamiętającymi
podkowy Jankeskich koni.

"Mama stycz. 1922" wyszła przed dom, aby zamieść beton miotłą. Jej buty są zapięte na guziki
wymagające specjalnego przyrządu.

Znowu Ice Gorge, Ohio, 1917. Mechanizm się zamyka. Wycinek z gazety proponuje 4-drzwiowego
sedana DeSOTO FIREDOME rocznik 1957, z radiem TorqueFlite (mieszczącym się w piłce golfowej),
wspomaganiem kierownicy i hamulców,
nowymi markowymi oponami. Jeden wcześniejszy użytkownik. $1,595.


IV.

Dotrwał do ery radia TorqueFlite,
ale niewiele dłużej i już nie w tym mieście.
Tylko ja to wiedziałem, Główna Ulica pokryta
Rakietową osiemdziesiątką ósemką,
podłoga w sklepie z drobiazgami wyłożona drewnianymi klepkami
ciastka pod plastikiem w cukierni,
i tajemnica, zupełnie odmienna rzecz,
wyczuwalna w skrzypieniu szyldu po północy,
kiedy nikogo innego tam nie było.

W delikatnym pyle, pod peronem
Norfolk&Western
leżą drobne monety, nietknięte od czasu
świtu ludzkości.

W bankach i sądach, przetrwał skamieniały czas,
zwapniałe stulecia.

Kiedy w pośpiechywyjechałem
do Toronto,
moja kwatera znajdowała się na Głównej Ulicy
nad sklepem, w którym skupowano i sprzedawano pistolety.
Kiedyś zamieniłem tam derringera na
Waltera P-38.
Pistolety stały na wystawie,
za bursztynową roletą
     niczym okulary słoneczne.
Miałem siedemnaście lat, albo jakoś tak, i domyślam się,
że po prostu musiałeś być białym chłopcem.
Mógłbym zawędrować pomiędzy łupkowe skały
i wpakować w nie 9mm warte dziesięć dolarów,
z tak zjechanej broni, ze prawie
nie musiałeś pociągać za spust.
Znudzony, próbowałem strzelać do odległego strumienia ale
jeden z nich powrócił do mnie
odbity od rzecznego kamienia
strząsając orzechy z gałęzi,
dwie stopy nad moją głową.
I tak przypomniałem sobie mechanizm.


V.

Na całodobowym przystanku autobusowym
sprzedawali policjantom jajecznicę
długie wąskie noże sprężynowe nazywane nożami owocowymi
które były wykładanymi macicą perłową krajakami do arbuzów
i prowincjonalnymi nowościami z brązowego, polerowanego drewna,
produkowanymi w Japonii.

Wpierw raz wysyłano mnie tam tylko w nocy
gdy Mamie skończyły się Camele,
ale stopniowo nauczyłem się oceniać
podmorskie światło, obcy zapach
ludzkiego znoju, obcy wprost
z Portu Władz kierowali się do
Nashville, Memphis, Miami.
Czasem szeryf przyglądał się odjeżdżającym,
upewniając się, że wrócą.

Gdy kolorowa bawialnia
przestała być potrzebna
otwarto popielnik i
rozszerzono stojak na gazety
do nowych rozmiarów,
chłodna, lśniąca jaskinia snów
wiecznie lekko pachnąca środkiem czyszczącym,
pewnie tak samo jak podróżnymi strachami tych
niezliczonych mrocznych innych, którzy
byli proszeni to tańca
lub nie
jak tylko wydawało się to wygodne.

Tam to zostałem poznany pisarzem,
odkrywając w tej alkowie
pewne czasopisma
ezoteryczne i cenne i, tak,
Znałem więc, znałem doskonale,
ten wieczny sygnał w moim sercu,
choć nie wiem jak,
ani nigdy nie wiedziałem.

Idąc do domu
przez wszystkie nieruchome ulice
tak ciche, ze słyszę zegary świateł drogowych na następnej przecznicy:
mechanizm.
     Nikt inny, tylko cisza
     rozprzestrzeniająca się
tam gdzie długie ciężarówki jęczały
na autostradzie
z ich nieczystymi duszami w potrzebie.


VI.

To musiał być ten prawdziwy ostatni raz
Widziałem przystanek, lecz nie pamiętam
Pamiętam sztywną, czarną derkę,
podarunek otrzymany w Tucson, od dziecka imieniem Natkin
Pamiętam chłód
Pamiętam zgubioną wojskowa pałatkę
i czarnego człowieka w Buffalo
pragnącego sprzedać mi ładny pierścionek z diamentem,
i w sklepie z kawą w Waszyngtonie
podsłuchałem mężczyznę noszącego czarny krawat,
haftowany w czerwone róże
których od tamtego czasu szukałem.

Musieli mnie o coś zapytać
na granicy.
Zostałem przyjęty
w jakiś sposób
a za mną wieczko z wytłaczanej cyny śmignęło
przez nieboskłon
i odszedłem wolny
by się odnaleĄć
zagubiony w Wiktoriańskiej cegle
pośród słodkiej herbaty z mlekiem
i dymu z papierosa marki Czarny Kot,
i każdego nieznanego gatunku czekolady
i dziewcząt noszących równe grzywki
nawet nie amerykańskich
patrząc w dół z wysokiego, wąskiego okna
na topniejący śnieg
odśnionego mista
i na odsłonięty wdzięk
mechanizmu
bez powrotu.

Zrównali z ziemią przystanek autobusowy
teraz jest tam łańcuch
żaden autobus się nie zatrzymuje
a ja wędruję przez Chiyoda-ku
w tajfunie
miły deszcz poziomo
trzymana parasolka wydęta przez oddech pacyficznej burzy
dzisiejszej nocy czerwone latarnie są poobijane,

śmiejąc się
wewnątrz mechanizmu.

Podziękowania dla Cezara "Thanatosa" Matkowskiego za tłumaczenie. J
[ Vendeta ]



Powrot