Poprzednia strona Następna strona
     

Forum
 

Sieć według Reavena

Autor: Krzysztof "Reaven" Moszyński

d razu zaznaczyć muszę, że wszystko, co poniżej przedstawiam, jest tylko moją wizją komputerowej sieci przyszłości, właściwie nie popartej żadnymi naukowymi dowodami - całość pochodzi z mojej wyobraźni i jest obrazem wytworzonym w wyniku intensywnego wysilania mojej mózgownicy.

No, to teraz - do dzieła!


Czym jest sieć z założenia

ieć to gigantyczne źródło informacji, coś jak współczesny nam internet, tylko że na o wiele większą skalę, i skonstruowany przy użyciu niesłychanie zaawansowanej technologii. W 2020 roku nie można podłączyć sobie laptopa i chodzić po stronach WWW, jak robimy to my w chwili obecnej. Komputery osobiste mają zastosowanie tylko w biurach, a i one rzadko nie są podłączone do sieci - w końcu jedynie tą drogą można mieć dostęp do setek miliardów gigabajtów danych, krążących po serverach na całym świecie. Tym bardziej, że serverem staje się tutaj każdy większy komputer podłączony - choćby tymczasowo - do sieci. Dlatego, gdy się łączysz, ktoś może skasować ci zawartość twardziela i nawet tego nie zauważysz. Skoro więc do wędrowania po sieci nie można używać nawet zaawansowanego komputera - jak to się robi?

Łączenie się z siecią

ączyć się można na dwa sposoby: dzięki specjalnemu osprzętowi oraz przez infogniazdo - w obu jednak przypadkach potrzeba nam jeszcze konwertera, zwanego deckiem, bo bez niego możemy sobie tylko pomachać rączkami dla samego efektu machania - więcej nic nie osiągniemy...
1) osprzęt - cóż takiego będziemy potrzebować? Wizjera, słuchawek z mikrofonem oraz rękawic - nie muszę chyba wspominać, że wszystkie te rzeczy wyglądają nieco inaczej niż się nazywają, i są naszpikowane elektroniką? Wizjer zatem to ekran w kształcie okularu z uszczelką dopasowującą się do kształtu łuków brwiowych i dołków ocznych (tak, by oczy odbierały jedynie obraz przekazywany przez ekranik), z metalową obręczą utrzymującą go na głowie i kablami (dwoma), które podłączamy do kostki plugowej (obiegowa nazwa). Mikrosłuchawki wkładamy do uszu, nóżkę mikrofonu przyczepiamy do obręczy podtrzymującej wizjer, sam zaś mikrofon umieszczamy tuż przed ustami. Kable (tym razem trzy) również podłączamy do kostki. No i oczywiście rękawice - te wykonane są z czarnej gumy dopasowującej swoje kształty do kształtów rąk użytkownika (zakładanie ich to około poł minuty straconego czasu...). Jest na nich umieszczona cała masa blaszek, przewodów i czujników, zarówno na palcach, jak i na wierzchniej stronie dłoni. Kable z rękawic (po dwa z każdej) należy także podłączyć do kostki plugowej. Kabel z kostki (jeden, za to dość gruby) podłączamy do decku, deck do sieci i... odjazd. Do czego służą te urządzonka? Otóż musimy jakoś odbierać i przekazywać dane, i do tego właśnie potrzeba nam tak wyrafinowanego sprzętu - przez wizjer odbieramy graficzne przedstawienie komputerowego świata, przez słuchawki odbieramy oprawę lub informacje dźwiękowe, mikrofonem dokonujemy sterowania ręcznego, zaś rękoma - poruszamy się po sieci, dokonujemy operacji w menu i właściwie uruchamiamy większość dostępnych opcji. Trwa to oczywiście trochę, bo oprócz wykonania przez nas ruchu, niekiedy znieść musimy także lagi, pauzy w transmisji danych, spowalniające nasze działania - na szczęście nie są one tak olbrzymie, jak we współczesnej sieci - opóźniają transmisję zaledwie o dziesiętne części sekunund - jednak w świecie cyberpunkowej sieci, jedna dziesiąta sekundy to cała wieczność...

2) infogniazdo - nie mają go wszyscy, prawdę mówiąc, ma je niewielu osobników, a jeszce mniej wie, jak go skutecznie używać... Operacja wszczepienia gniazda nierzadko kończy się tragicznie, a nawet jeśli nie, niekoserwowane gniazdo może nagle nawalić i... Coś, co stale współdziała z twoim mózgiem wysiada tylko raz. Razem z tobą.

Prawdą jednak jest fakt, że infogniazdo to rzecz niezwykle przydatna - oprócz niezliczonych możliwości kontrolowania różnorakich urządzeń, daje także niesłychaną przewagę w sieci. Mając infogniazdo, nie potrzebujesz rękawic ani reszty tego złomu - w końcu jeśli chcesz poruszyć ręką, to i tak rozkaz płynie z twojego mózgu - i tutaj wspaniała rzecz, bo rozkaz ten od razu płynie przewodami do decku, zamiast iść do rąk, stamtąd do kostki, a dopiero później (po przefiltrowaniu i oznaczeniu) do wszechobecnego decku. Daje ci to niezwykłą prędkość działania, usuwa możliwość zaistnienia lagów (bo powoduje je właściwie tylko kostka), no i ogólnie cholernie usprawnia twoją pracę. Obraz wyświetlany jest wprost do mózgu i w nim przetwarzany (lepiej zamknij oczy albo nałóż zaślepki, bo obraz rzeczywisty i sieciowy będą się na siebie nakładać - jest to dosyć głupie uczucie), tak samo jak dźwięki. Rozkazy ustne czy ruchowe są zbędne. Dlaczego zatem pracujący netrunner często wypowiada swe rozkazy głośno lub porusza nieznacznie dłońmi? Odruchy, przyzwyczajenia - tak samo, jak mimowolne podrygiwanie nogi w takt słyszanej gdzieś obok muzyki, jak mimowolne kiwanie głową w odpowiedzi na Dzień dobry!, jak... Dobra, wystarczy, wiecie już, o co chodzi.

Nie trzeba oczywiście wspominać, że infogniazdo jest kilkukrotnie droższe niż opisany wcześniej osprzęt?

No dobra, ale...


Jak to wygląda?

aaak... Jak wygląda sieć? Opisy, które spotkać można w książkach, są naprawdę najprzeróżniejsze - od szachownic, poprzez wektorowe pseudoobiekty, aż po całkowicie wirtualny świat, stanowiący odbicie świata rzeczywistego. Jednak, jeśli dobrze się temu wszystkiemu przyjrzeć, okazuje się, że żaden opis nie jest perfekcyjny, każdy pozostawia wiele białych plam i niewyjaśnionych nieścisłości. Nie powiem, że moja wizja jest idealna, nie powiem też, że jest pozbawiona niejasności. Ale, może, będzie ona trochę lepsza, niż te wcześniej podane, ponieważ po części czerpie z każdego z tych pomysłów, a także wnosi trochę świeżości i nowatorszczyzny.

Otóż według mojej wizji, w sieci obowiązuje jedno zasadnicze prawo, które zresztą jest także obecne w sieci naszych czasów. Otóż bez odpowiedniego oprogramowania i bez chociaż szczątkowej wiedzy, nic w sieci nie zrobimy. Ale może wszystko od początku:


  • Wchodzimy do sieci. Po chwili ciemności i jasnym rozbłysku, zostajemy zalogowani. Znajdujemy się we wszechogarniającej ciemności, widzimy jedynie nasze ręce (wyglądające jakby były z chromowego, połyskliwego metalu), no i możemy rozglądać się we wszystkich kierunkach - oczywiście nie zobaczymy nic więcej, niż tylko ciemność.

  • Teraz włączamy MENU. Mamy tutaj możliwość wpisania adresu, pod który chcemy się udać, możliwość wpisania adresu wyszukiwarki adresów, opcje wywołania innego runnera poprzez wysłanie do niego komunikatu (musimy znać jego nr indentyfikacyjny), opcję wysłania WOŁANIA (wysyłamy komunikat, który odbiorą wszyscy znajdujący się niedaleko naszego miejsca w sieci), HELP (zawiera kilka najprzydatniejszych adresów różnych firm), no i oczywiście opcję QUIT, czyli odłączenie się od sieci.

  • Po wpisnaniu adresu, odpowiedniego nicka, ciągu liczb bądź czegokolwiek będącego adresem kogokolwiek, pojawiają się mieniące się różnymi kolorami drzwi. Po przejściu przez nie zostajemy przesłani do danego adresu, a właściwie do podległego mu miejsca w sieci. Po wyjściu z tunelu teleportacyjnego stajemy w takim miejscu, a przed nami pojawia się zarys miejsca - bazy danych, do których chcieliśmy się dostać. Przeważnie ma to formę jednej lub większej ilości brył geometrycznych, różnorako poukładanych i często kolorowych (mogą też się na nich pojawić napisy - reklamy firmy albo po prostu informacje o tym, do kogo dana baza danych należy). W jednej z brył, w dobrze widocznym (przeważnie) miejscu, znajdują się kolejne drzwi. Jeśli są białe lub zielone, oznacza to, iż są ogólnodostępne, inne kolory oznaczają, że drzwi nie dość, że pozwalają na wstęp tylko wybranej grupie ludzi, to jeszcze są zabezpieczone i chronione.

  • Jeśli chcemy się dostać gdzieś, gdzie normalnie nie mamy dostępu, to stojąc przed taką fortecą mamy dogodny moment, by uruchomić programy typu WORM i przebić się do środka.

    Kiedy natomiast dostaniemy się do środka, możemy zastać tam różne rzeczy:


    siatkowe bryły geometryczne - są to pseudoobiekty jakby pokryte tworzywem z kraciastym wzorkiem - linie mogą mieć róńe kolory, najczęściej spotykane to niebieskie bądź zielone. Tego sposobu przedstawiania baz danych używa się np. w programach lub w mało uczęszczanych miejscach, gdzie liczy się funkcjonalność, a nie sposób przedstawienia. Jest to najmniej pamięciożerny sposób.

    siatkowe obiekty 3D - jak wyżej, ale nie są to już proste bryły, a w pełni trójwymiarowe przedmioty, takrze pokryte siateczką.

    renderowane bryły geometryczne/obiekty 3D - jak oba powyższe, ale zamiast siatki na obiekty nałożono bitmapy - od tych najprostszych, jednokolorowych, po wielokolorowe, często migające lub zmieniające barwy materiały. Jest to najczęściej spotykany sposób przedstawiania świata sieci.

    VR - najtrudniejszy i najbardziej pamięciochłonny sposób - obiekty są trójwymiarowe, virtualnie renderowane, i właściwie trudno odróżnić je od obiektów istniejących w rzeczywistym świecie.

    Oczywiście, jak to w życiu bywa, najczęstszym i najkorzystniejszym rozwiązaniem jest wymieszanie tych wszystkich sposobów.

    Załóżmy więc, że owiedziliśmy virtualny sklep sportowy. Po wejściu przez drzwi stajemy nagle w 3D, renderowanym holu. Po prawej stronie widać virtualne tabliczki do zapisywania listy przedmiotów, które zamierzamy kupić, bierzemy więc jedną taką. Idziemy dalej (w sieci poruszamy się zaciskając lewą dłoń w pięść i poruszając dleikatnie ręką w rządanym kierunku). Dochodzimy do wystawy. Mamy tutaj trójwymiarowe, virtualnie renderowane obiekty, które możemy dotykać, oglądać a nawet - w nico prymitywny sposób - wypróbować. Jeśli coś nam się podoba, zaznaczamy nr tego czegoś na tabliczce. Przy wyjściu podajemy swój adres, oraz przelewamy pieniądze na konto firmy (służą do tego odpowiednie programy), ew. zaznaczamy, iż chcemy płacić przy odbiorze (w takim wypadku po chwili na podany przez nas telefoniczny nr zadzwoni miła pani i sprawdzi, czy rzeczywiście zamawialiśmy daną rzecz). Teraz możemy się spokojnie wylogować i czekać, aż dowiozą nam zamówiony towar.

    I to chyba tyle, wystarczy tej teorii, idziemy surfować!



    Powrot