Poprzednia strona Następna strona
     

Forum
 

Pozytywne skojarzenia

Autor: Adam "Nitemare" Urbańczyk

ył spokojnym człowiekiem, nie szukał kłopotów, nienawidził zgiełku i hałasu. Zawsze, gdy miał jechać do centrum, jego umysł wypełniał strach i obrzydzenie. Miał rację, takie miejsca były niezdrowo okropne, odrażające i niebezpieczne. Pracował dla Worldcommu jako technik zajmujący się naprawą linii światłowodowych, zawsze lubił swą pracę i wykonywał ją z sercem. Firma dbała o takich ludzi, oni stanowili jej trzon, byli jej najważniejszymi zasobami, ludzkimi zasobami. Nie narzekał, bo wiedział, że należy do nielicznych wybrańców, którzy pracują dla nich i żyją spokojnie. Gdyby nie znalazł takiej pracy, to prawdopodobnie skończyłby na ulica. Tam nie ma spokoju, tam panuje chaos i anarchia. Tak, był szczęśliwy, ale to wkrótce miało się zmienić.

Tego dnia, tak jak zwykłe, wracał o osiemnastej do domu, położonego na przedmieściach, w jednej z tych pięknych, korporacyjnych dzielnic objętych całodobową ochroną. Wyszedł pospiesznie ze swojego biura i udał się natychmiast do windy. Zjechał w tej przestronnej, wyłożonej pseudo-chromowanymi blachami klatce na sam dół, do podziemnego parkingu. Wśród niezliczonych samochodów szybko znalazł swój. Sprawdził tylko, czy nie pomylił miejsc i nie zgubił się w tym betonowym labiryncie utworzonym przez pojazdy, zbrojone, szare podpory i drogi wyjazdowe. Miejsca zgadzały się. Nie było raczej możliwe, by on zgubił się w tych uwspółcześnionych lochach, ponieważ jego samochód wyróżniał się na tle standardowych, plastikowych sedanów, dostępnych za przystępną cenę w całej palecie mdło-kiczowatych kolorów. Wszystko przez to, że Japończycy zdominowali rynek tanich wozów. On nie lubił takich marnych, kompozytowych zabawek. Potrafił docenić tylko solidną, europejską konstrukcję, która przetrwa każdy wypadek. Z tego powodu posiadał FTW2500, najnowszy rodzinny samochód terenowy z klasyczną tytanowo-aluminiową ramą i karoserią pomalowaną wściekle czerwoną farbą i pokrytą warstwą woskopodobnej substancji nadającej lakierowi niesamowity połysk.. Ten samochód był najcięższym modelem w swojej klasie i mógł zmieść z powierzchni ziemi każde japońskie autko. Możliwości jego wozu często wprawiały go w dobry nastrój, a nawet w stan euforii. Świadomość ujarzmienia trzech ton destruktywnej energii kinetycznej miałaby zbawienny wpływ na samopoczucie każdego normalnego człowieka, a on nie był wyjątkiem. Jego pojazd zapewniał wysoki poziom bezpieczeństwa przy pomocy swojej niesamowicie wytrzymałej ramy i kilkudziesięciu poduszek powietrznych. Tak wyglądał krążownik szos XXI wieku, jego krążownik, on miał nad nim absolutną władzę.

Krótkim poleceniem nakazał komputerowi pokładowemu odblokować i otworzyć drzwi samochodu. Następną komendą uruchomił silnik. Powoli, z niesamowitą czułością i delikatnością chwyciła za kierownicę, trzymanie jej wyraźnie sprawiało mu przyjemność. Zwiększył obroty, silnik zaryczał posłusznie domagając się coraz więcej paliwa. Dynamicznie ruszył z miejsca, rozpędził się i wybrał najkrótszą drogę do wyjazdu z podziemnego garażu. Czujnik umieszczony gdzieś w pobliżu bramy broniącej dostępu do podziemi zeskanował jego siatkówkę przy pomocy lasera małej mocy. Odczyt zgadzał się ze wzorem zapisanym w centralnym mainframie Worldcommu, więc drzwi szybko rozsunęły się. Nareszcie był wolny, jechał po ulicy i podziwiał budynek swojego pracodawcy. Ściany tego korporacyjnego wieżowca wystrzelającego ku niebu miały niesamowity, błekitno-srebrny kolor i doskonale odbijały promienie słoneczne, którym udało się przebić przez grubą warstw zanieczyszczeń atmosferycznych, jak zawsze szczelnie okrywającą całe miasta. Światło odbite od szklano-kryształowych ścian tworzyło piękne złoto-metanowe refleksy i iskry porażające wszystkich obserwatorów swą estetyką. Sam budynek miał kształt zwykłego prostopadłościany i niczym się nie wyróżniał, ale jego oświetlenie, nieustające fale odbłysków w pięknym kolorze obficie zalewały okolicę. Całe to otoczenie podobało się jemu, przywoływało miłe wspomnienia, wzbudzało wiele pozytywnych skojarzeń. To był kolejny powód, z którego lubił swoje zajęcie. Może to nie przypadek, może budynek został tak zbudowany, by wzbudzać pozytywne odczucia u pracowników i odwiedzających?

Gdy przypomniał sobie o celu swej podróży, przyspieszył, a obiekt jego zainteresowań zniknął w gąszczu innych, podobnych mu wieżowców. Nadspodziewanie szybko dojechał do wjazdu na obwodnicę. Parę sekund później znajdował się już na drodze, po krótkim namyśle postanowił zjechać na wewnętrzny pas automatycznego ruchu. Dzisiaj nie miał ochoty prowadzić wozu, więc pozwolił komputerom rozbić to za niego. Nigdy wprawdzie nie miał do nich zaufania, zawsze bał się, ze mogą popełnić jakiś błąd, ale dziś zmęczenie wzięło górę nad nienaturalnie wyostrzonym instynktem samozachowawczym. &nsbp - Dziękuję za korzystanie z usług Startrans i życzę przyjemnej podróży. Proszę poinformować mnie o dotarciu do celu. Dla absolutnego bezpieczeństwa będę Panu towarzyszyła przez cał...

- Zamknij się - przerwał ten cyfrowy monolog transmitowany przez system kierowania ruchem do jego samochodu.

- Oczywiście, to się więcej nie powtórzy. Jeszcze raz dziękuję za korzystanie z naszych usług.

- Ależ proszę- uśmiechnął się z sarkazmem w stronę głośnika, choć i tak wiedział, że komputer nie może tego zobaczyć.

Zawsze denerwował go ten elektronicznie generowany kobiecy głos, który wykorzystywano w prawie każdym interfejsie. Było w nim coś nienaturalnego, nieludzkiego, coś, co go przerażało. Nie podobała mu się jego zmienność, prawie nigdy nie reagował tak samo. Mogło to być zamierzonym efektem, który miał sprawiać wrażenie naturalności. Jednak z drugiej strony fakt ten mógł wskazywać na rozwinięta inteligencję komputera. Uważał SI za jedno z największych niebezpieczeństw grożących światu. Uważał je za jeden z przejawów autodestruktywnych dążeń ludzkości. Przecież mogły one potencjalnie manipulować informacją, zmieniać, a nawet kontrolować rzeczywistość zupełnie bez wiedzy i woli swych twórców. Uważał, że jedynie głupie komputery mogą być pomocne człowiekowi. Sztuczna inteligencja to złudzenie, błędny ognik w labiryncie chorych odkryć naukowych.

Jego podróż przebiegał bardzo spokojnie, a wręcz monotonnie. Nużyło go to, ale doskonale wiedział, że obecnie każda wycieczka przez miasto wygląda właśnie w taki sposób. Nie miał dziś ochoty prowadzić samochodu manualnie, więc musiał cierpieć strasznie powolną jazdę po automatycznym pasie. Zapadł w jakiś dziwny letarg, wyciszył się, przestał rozmyślać o czymkolwiek i skupił się na beznamiętnej obserwacji monotonnego krajobrazu ciągu. Letarg ten został drastycznie przerwany, prze niczym nie zapowiedziane uderzenie w tył jego samochodu. Poczuł jak działa siła bezwładności i pasy napinają się pod naporem jego ciała. Na szczęście siła uderzenie była dosyć mała i żadna z kilkudziesięciu poduszek powietrznych nie raczyła się uruchomić. Zdążył zahamować tuż przed jadącym z przodu pojazdem i pospiesznie obrócił głowę by zyskać orientację w sytuacji. Uderzył w niego jakiś idiota jadący manualnymi pasami, który z niewiadomych przyczyn stracił kontrolę na swym samochodem, a może zrobił to specjalnie? Zwrócił uwagę na jego auto. Był to niemalże antyczny Ford Taurus, który już pod koniec dwudziestego wieku uchodził za stary model. Miał pięknie polakierowaną i nabłyszczoną karoserię w niesamowicie głębokim odcieniu czerni oraz porażające swym blaskiem, chromowane zderzaki. Samochód prawie nie ucierpiał przy zderzeniu, miał tylko lekko wgnieciony przód i zbity jeden reflektor. Od razu poznał starą, solidną technologię. Nie widział kierowcy, ale musiał być to jakiś chory albo zdesperowany człowiek, bo od razu wycofał się i ruszył naprzód z niesamowitym przyspieszeniem, po prostu uciekł z miejsca wypadku. Osiągnął zastraszającą prędkość w kilka sekund. Ostatnie co zdążył zapamiętać to jego dziwna rejestracja, coś jak C-12.

Trochę się zdenerwował, ale wiedział, że dziś można bardzo łatwo natrafić na wielu chorych ludzi, właściwie stanowią oni większość.

- Przepraszamy za wszelkie niedogodności w użytkowaniu naszej drogi, ale wynikają one z czynników obiektywnych i...

- Tak, wiem.

- Czy zechciałby Pan kontynuować użytkowanie automatycznego pasa ruchu Startrans?

- Oszalałaś Kurwa?

- Czy mam uważać to za odmowę?

- Jakbyś zgadła.

- Rozumiem, dziękuję za korzystanie z naszych usług i życzę miłego dnia.

- Ten dzień już nie będzie miły - powiedział do siebie.

Ruszył szybko z miejsca, by jak najprędzej dotrzeć do domu. Czuł, że musi odpocząć, był cały zdenerwowany, chyba w lekkim szoku. Stężenie adrenaliny w jego krwi znajdowało się na cholernie wysokim poziomie, zbyt wysokim jak dla spokojnego człowieka jakim bez wątpienia był. Jego ręce cały czas drżały, pomimo, że próbował unieruchomić je kurczowo chwytając kierownicę. Jeszcze tylko trzydzieści minut jazdy do jego spokojnej korporacyjnej dzielnicy i zacisznego domu. Podróż wydawała mu się nadzwyczaj monotonna, ale w końcu dotarł do celu swej podróży, zjazdu prowadzącego do jego dzielnicy. Podjechał pod bramę oddzielającą ten obszar od reszty świata i rzucił kilka słów w stronę zamontowanego obok mikrofonu służącego do identyfikacji mieszkańców:

- Tomasz Mor, numer identyfikacyjny 042358 - po chwili oczekiwania poczuł, jak umieszczony gdzieś w pobliżu laser skanuje jego siatkówkę. - Dziękuję, wszystko się zgadza Panie Mor. Życzę mił... - nie zdążył usłyszeć końca tej nadęcie oficjalnej kwestii, ponieważ ruszył do przodu, gdy tylko brama rozstąpiła się.

Jego dom był niewielkim, parterowym budynkiem z dachem o małym kącie nachylenia, pokrytym staromodną, ceramiczną dachówką w kolorze ciemno-zielonym i pomalowanym na ciepły piaskowo-pomarańczowy kolor. Miał wiele olbrzymich okien, które były zasłonięte przez białe zasłony. Dom ten otoczony był niedużym ogrodem, w którym rosło kilka małych, iglastych drzew. Cały czas pracował w nim robot zajmujący się strzyżeniem trawników i dbaniem o rośliny. Wszystko było utrzymane w spokojnym, korporacyjnym stylu. W okolicy znajdowało się mnóstwo podobnych zabudowań, ale mu to nie przeszkadzało, lubił ład i porządek, a właśnie one były istotą korporacyjnych osiedli, stanowiły ich duszę.

Zaparkował samochód na chodniku, przed swoim domostwem i poszedł w kierunku drzwi. Otworzył je cichym poleceniem po uprzedniej weryfikacji jego karty kredytowej i wszedł do środka. Wewnątrz panował straszny bałagan, ponieważ jego żona nie zdarzyła dziś rano posprzątać, gdyż musiała szybko stawić się w pracy. Postanowił do niej zadzwonić. Udał się do głównego pokoju i na terminalu, połączeniu olbrzymiego naściennego telewizora, komputera i wideofonu wybrał numer telefonu komórkowego jego żony. Musiał czekać bardzo krótko na połączenie. Jej twarz ukazała się na olbrzymim, płaskim ekranie, uśmiechnęła się.

- Cześć kochanie, czy już wszystko w porządku? - odpowiedział jej uśmiechem.

- Cześć. Właściwie to cały czas mam urwanie głowy i wrócę pewnie późno.

- Szkoda, w każdym razie będę czekał.

- O, jak już jesteś w domu to zamów jakiś obiad.

- Oczywiście, co tylko zechcesz. A wiesz, miałem dzisiaj wypadek.

- Naprawdę!?

- Tak, ale nic poważnego się nie stało. Tylko jakiś idiota na drodze...

- Na szczęście. Dobra muszę kończyć. Do zobaczenie wieczorem.

- Będę tęsknił.

Ukrył to przed żoną, ale nadal był zdenerwowany po wypadku, jaki dzisiaj przeżył. Nie lubił takich nieprzewidzianych zdarzeń, zawsze psuły mu nastrój. Postanowił zrelaksować się oglądając na terminalu jeden z licznych kanałów reklamowych. Nie umiał powiedzieć dlaczego, ale reklamy miały na niego zbawienny wpływ, pozwalały wyciszyć się i zapomnieć o trudach życia. Rozmawiał na ten temat z wieloma ludźmi i większość z nich myślała w dokładnie taki sam sposób. Wybrał kanał GTV zajmujący się promocją samochodów i muzyki. Rozsiadł się wygodnie w ogromnej kanapie i zaczął podziwiać ruchome dzieła sztuki stworzone przez specjalistów od promocji. Siedział tak w zupełnym bezruchu około pół godziny, dopóki nie wypoczął do końca i nie zapomniał zupełnie o dzisiejszych stresujących wydarzeniach. Stres negatywnie wpływa na każdego pracownika korporacji, więc wszyscy powinni go unikać i on doskonale o tym wiedział.

W końcu wyrwał się z tego błogiego letargu i przypomniał sobie o konieczności zamówienia obiadu. Przy pomocy terminala połączył się z odpowiednim serwerem i zamówił jakieś drogie danie, łososia z grilla, prawdziwego łososia, a nie jakieś komórki hodowane na syntetycznych pożywkach, rzadkość w dzisiejszych czasach. W końcu był pracownikiem korporacji i okazyjnie mógł pozwolić sobie na drobne kulinarne szaleństwo. Danie miało dotrzeć za godzinę, więc postanowił zrobić sobie krótki spacer po jego zacisznym i spokojnym osiedlu. Gdy wychodził z domu na ekranie terminala zapłonął jaskrawy napis: "Proszę nie wychodzić na zewnątrz z powodu awarii systemów bezpieczeństwa. Postaramy się usnąć ją w jak najkrótszym czasie". Niestety on nie mógł już tego zobaczyć i wyszedł na upragniony spacer. Idąc koło domu zdziwił się, dlaczego robot nie pracuje w ogrodzie i postanowił donieść o tym obsłudze, ale dopiero po powrocie. Krocząc powoli uliczkami swojego osiedla nie zauważył braku jakichkolwiek przechodniów, gdyż był zbyt zaabsorbowany rozważaniem niedawno poznanych, nowych reklam. Zawsze gdy oglądał takie kanały uruchamiały one jakąś ukrytą, wyłączoną część jego umysły, której na co dzień nie używał i zaczynał zastanawiać się nad problemami, jakich zwykle nie dostrzegał. To było dla niego dziwne doświadczenie, ale lubił je na nowo przeżywać i nawet nie umiał powiedzieć czemu tak przypadło mu do gustu. Słyszał, że wielu ludzi doznaje podobnych przeżyć po dłuższym wpatrywaniu się w telewizory z włączonymi kanałami reklamowymi. Dziwne, ale fakt ten zupełnie go nie zaintrygował.

Zbyt zajęły go jego przemyślenie, by zauważyć, że naprzeciw jego jedzie znajomy, czarny Ford Taurus. Nie poruszał się zgodnie z przepisami, ponieważ używał chodnika jako jezdni. Nie widział tego, cały czas miał przed oczyma swój terminal i reklamowy kanał GTV. Ten obraz zawsze zostawał na długo w jego pamięci. Usłyszał głośny ryk silnika i nagle poczuł uderzenie, zdawało mu się, że upadł, ale dalej nie widział nic prócz ciemności i kilku niezwykle interesujących reklam. Niestety wkrótce i one rozpłynęły się w niebycie.

Leżał tam na betonowym, utrzymanym w nienagannej czystości chodniku. Jedynym zabrudzeniem była krew pochodząca z jego rozbitej głowy. Nie mógł się już tym przejąć. Podstawa jego czaszki uległa złamaniu, tak jak wiele innych kości jego ciała. Połamane żebra przebiły płuca i uszkodziły mięsień sercowy. Dla niego nie było już nadziei. Zerowa aktywność kory mózgowej uczyniła z niego tylko kawałek nieożywionej, organicznej materii. Nie mógł się już nikomu przydać, ani specjalistom od marketingu, ani swoim pracodawcom. Interesuje mnie tylko co było prawdziwą przyczyną jego śmierci? Nieuwaga, nieostrożność, a może zwykłe reklamy, które zamroczyły jego podświadomość do tego stopnia, że nie mógł zauważyć, że właśnie traci swoje spokojne życie. Ktoś chyba za bardzo chciał by kupowano jego kiczowate i niczym niewyróżniające się produkty...



Powrot