Poprzednia strona Następna strona
     

Forum
 

Maska

Autor: Jolanta "Nikita-19" Nietrzpiel

wiat bez granic... NeoCity...

Spośród strzępow szarych chmur wyłania się miasto... Ogromne... Jak okiem sięgnąć budynki, place, magazyny... drogi, autostrady, ulice... arterie połączone placami... Gdzieniegdzie wśrod plastali, szkła i betonu w blasku dogasającego dnia zalśni szmaragd... Skrawek zieleni... Dziwnie obcy w tym świecie... Tam na dole już mrok sączy sie wąskimi ulicami, leniwie wypełza za rogów na główne ulice... Tu w górze słońce... czerwone... krwawo ostatnio żegnamy sie z mijającym dniem... Gdybyś był na moim miejscu zobaczyłbyś całe to miasto z jego wszystkimi zakamarkami, żywymi istotami chowającymi się przede mną jak szczury w swoich śmierdzących norach... Gdybyś był na moim miejscu...

Ale ty jesteś tam... pośród nich... Jeden z kilku Następców... Zwyczajny człowiek o niezwyczajnym umyśle...

Spójrz moimi oczami na twoj świat... Dostaniesz go w darze... Twój spadek... Ja jestem Wybrana... Matrix to ja...

Widzisz te cyferki? 0101001101110101... moja krew... piętno... idź do nich... wyprowadź z więzienia myśli... zniszcz mnie.

uste ulice, gdzieniegdzie przemykający się jakiś cień, znak, że jednak jest tu jakieś życie... Kopnięty niechcący kamień z pluskiem wpadający do rynsztoka... Cichy jęk dobiegający z labiryntu zaułków...

Już od dawna po zmroku zamiera całkowicie życie... pustoszeja ulice, wyludniaja się place... Sprzedawcy i sklepy... Tylko ci najodważniejsi prowadza 24 godzinny handel. Już niewielu ich zostało...

Nie ma już lepszych dzielnic, zostały same gorsze... Wszyscy są równi... każdy może zabiź każdego... każdy może zabić ciebie...

Elita... twórcy Systemu... ich tutaj nie znajdziesz... to świat stworzony dla takich jak wy... coś trzeba bylo z wami zrobić... Żyjecie... cieszcie się tym...

krany, cała ściana pokoju nimi pokryta... Wszystko lekko zalane niebieską poświata... Na każdym z nich coś się dzieje... W szaleńczym tempie przewijają się obrazy z różnych miejsc NeoCity, pod różnymi kontami, w podczerwieni, jako matryce... I tylko jeden człowiek... Smukła, młoda dziewczyna w fotelu, wpatrzona w ekrany przebiera palcami po klawiaturze... To dziwne, lecz komputer wydaje się jej całkowicie słuchać... System całkowicie podporządkowuje się jej poleceniom... Uderzenie w klawiaturę i zostają wydane dyspozycje budowy nowego szpitala, kilka następnych uderzeń i naczelnik policji NeoCity dostaje nakaz zwiększenia liczby patroli... Dźwięk otwieranych automatycznie drzwi przerywa prace... Dziewczyna podnosi się z fotela i spogląda w ich stronę. W ciszę pomieszczenia wchodzi trzech mężczyzn... Zmierzają w jej stronę...

- Panowie pozwolą, że przedstawię moją córkę Dijo... Dijo, poznaj moich wspólnikow... - starszy, siwy mężczyzna w garniturze kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny. - Panowie Charles i Rudge... pamiętasz, wiele razy o nich wspominałem.

- Ojciec dużo nam o tobie mówił - uśmiecha sie Rudge. - Podobno... znasz System lepiej od niego... - dodaje jakby z wahaniem.

Nie wiadomo czemu, uśmiech ten przypominał Dijo uśmiech hieny, która widziala kiedyś na hologramach... Chciałaby kiedyś zobaczyć prawdziwe zwierzę...

- Tatko przesadza... System zawsze będzie tworzył nowe problemy, uczy się na błędach... - Dijo jakoś nie ma ochoty wnikać w szczegoly. Zdecydowanie ci mężczyzni nie budzą jej sympati. - Jeśli panowie pozwolą, to chciałabym wrócić do pracy... mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.

Odchodzi wolnym krokiem do konsoli przed ekranami. Ku jej niezadowoleniu Rudge podąża za nią.

- Chyba nie bedę przeszkadzać, jeśli chwile popatrzę? - znów ten uśmiech, lepki jak smoła.

Nic nie odpowiada. Siada w fotelu i niemal natychmiast wchodzi w swój świat... wszystkie bity na swoich miejscach.. nie potrzebuje nawet decku, żeby móc włączyć się w cyberprzestrzeń... To ta cecha, która sprawia, że może kontrolować działanie tysięcy programów, widzieć całość i każda poszczególna część... Niemal telepatyczne połączenie z komputerami... Wszyscy myślą, że to niesamowita pamięć jej to umożliwia... Nikt by nie uwierzył... na pewno nikt by nie uwierzył, że Dijo jest niemal chodzącym komputerem, żywym zbiorem zer i jedynek, potrafiącym porozumiewać się z maszynami cyfrowymi lepiej nawet niż z ludzmi.

Spokój przestrzeni nagle coś burzy... Rzędy uporządkowanych danych zaczynają zmieniać nagle swoja konfigurację... Coś jest nie tak... Gdzie... Szukaj... Nie ten sektor... Bliżej... Bliżej... Jest... Odwołanie do głównej jednostki... źródło zakłóceń... Miejsce wydania komendy... Jej skutki...

Dijo gwałtownie zrywa sie z fotela.

- Niech pan zostawi tą klawiaturę! - niemal wykrzykuje do Rudge`a.

Charles i jej ojciec odwracają się zaskoczeni. Rudge z niewinnym uśmieszkiem odsuwa się od klawiatury.

- Czy pan zwariował? Czy pan wie co pan zrobił? On właśnie spowodował odcięcie jednego ze szpitali NeoCity od prądu, tam mogą teraz umierać ludzie! - Dijo już krzyczy. Niemalże rzuca się do klawiatury by przywrócić poprawne dzialanie urządzeń zaopatrujących szpital w energię. Kilka sekund i wszystko wraca do normy. Tym razem zwraca sie z lodowatym spokojem do Rudge`a:

- Wydawało mi się, że miał pan tylko patrzeć... Wolałabym, żeby następnym razem trzymał pan łapy z dala od klawiatury.

Ku swojemu zaskoczeniu zauwaąa na twarzy Rudge`a uśmiech.

- Przepraszam za mojego kolegę... - z szerokim uśmiechem odzywa się Charles. - Musielismy sprawdzić, czy naprawdę jesteś taka dobra, jak mówił twój ojciec... Nie chcielibysmy, żeby Systemem zajmował się ktoś kto nie posiada odpowiednich umiejętności. Zdałaś celująco... - Dijo zauważa w jego spojrzeniu coś jakby podziw... Jednak znika to tak szybko, ze równie dobrze mogło sie jej tylko przywidzieć.

- Ah tak... więc skoro zdałam ten "test", to chyba obecność panów jest tu już zbędna? - rzuca dziewczyna przez ramię odchodząc do komputera.

- I tak już wychodzilismy...

Dijo odwraca sie dopiero na trzask zamykanych drzwi. Cisza... komputer mruga przyjaźnie... Już ma do niego podejść, ale zmienia zdanie...

Ogromne, panoramiczne okna... NeoCity pogrążone w kruchym śnie... Tak wyraźnie stad widoczne... Zabawka stworzona przez ludzi pokroju Rudge`a... Ich zabawka, a ludzie to małe szmaciane laleczki, ktore można wyrzucać kiedy się chce... Jej NeoCity... Daja jej je pod opieke, by sami mogli nim rządzic... Rudge... Charles... Nawet jej ojciec... I kilku innych... Kim ja jestem... Tępe pytanie wdziera sie do jej mózgu... NeoCity... Więzienie.

Zdecydowanym krokiem podchodzi do komputera. Siada w swoim fotelu... i po raz pierwszy czuje sie w nim obco... Czuje palący wzrok mieszkańców miasta... Ich cierpienie i ból... Nie tak powinno być.

Znów otaczają ją roje bitów... System... Gdzieś tutaj powinni być jeszcze inni... Deckerzy, netrunnerzy... Nigdy ich nie szukała, ale teraz... Będzie wiedzieć co dzieje sie w mieście, nie tylko to co powie jej komputer lub ojciec... Pozna mieszkanców Neo...

W cyberprzestrzeni materializuje się jej postać... kobieta o krótkich, chromowanych włosach ubrana na czarno... Nagle zmienia zdanie... Najpierw dowie się czegoś o sobie... Kazdy ma tutaj kartoteke... szukam... dane... archiwa... nie... Dares, Derek, Dick... Dijo... brak dostepu... czemu?... kod czerwony, najwyższy priorytet... Nawet przed nią? Ale nie przed Systemem... Przeszukuje kilka bibliotek systemowych... Mała modyfikacja... Jeśli Systemowi bedą do czegoś potrzebne jej dane, to zostaną odblokowane... Uruchomienie procesu... tak... dobrze... Zmiana statusu pliku... Dostęp potwierdzony... kopiuj do podręcznej... Wymarz ostatnią operację... Kopie zastepcze też...

Chyba w porządku. Nikt nie powinien tego sprawdzać. Otwórz plik... edycja...

Imię : Dijo

Nazwisko : Nieznane

Miejsce urodzenia : NeoCity

Rodzice : Nieznani

Wiek : 20 standardowych lat

Rasa : biała

Rysopis :

Włosy : czarne

Oczy : ciemne

Wzrost : 175 standardowych cm

Znaki szczególne : brak

Życiorys :

Urodzona w szpitalu św. Barbary przy 473 West Street 27.06.2027. Matka zniknęła kilka godzin po urodzeniu córki, nie podając swoich danych. Adoptowana przez Keva Collins`a w kilka dni po przyjściu na świat. Nie zna swojego prawdziwego pochodzenia.

Wykształcenie :

Prywatni nauczyciele, od dziecka kontakt z komputerami, wykazuje niesamowite wprost zdolności w tej dziedzinie.

Od trzech lat stopniowo zaznajamiana z Systemem, obecny stopień opanowania wynosi 98,70%, czyli całosść tego co mozna przewidzieć, zdarzenia losowe opanowane do perfekcji. Od trzech lat na pierwszym miejscu wśród Kandydatów, wybija się daleko przed nich.

Przewidziana na głównego administratora Systemu.

Znakomity stopień scalania się z systemem, brak sympatii politycznych.

Test ostateczny zdany celująco. Opinia Charlesa i Rudge`a pozytywna.

Nominacja nastąpi w terminie od 2 do 3 tygodni.

End...

Niedowierzanie... I kiełkująca pewność, że to prawda... Zawsze to w jakimś stopniu wiedziała... Ona ma utrzymywać System, by oni mogli nim rządzić... Wybrana... Jak kiedyś Neo... Wybrana podwojnie... przez Niego i przez nich... Zatarła ślady po swoich aktach... Wszystkie bity... wymazane... System to ona... Kobieta o chromowych włosach ruszyła cicho aleją wśród tablic danych... Szukała takich jak ona... Netrunnerów... Nastepców...

ziwne miejsce pośród gąszcza bitów... Nigdy tutaj nie była... Zupełnie jak świat na zewnątrz... Ulica, kilku ludzi... We wszystko wplecione ciągi z danymi, wszystkie w ciągłym ruchu... Nawet słychac ciche rozmowy... Jaskrawo swiecący neon reklamuje jakiś bar. "Apokalipsa" całkiem odpowiednia nazwa zważywszy na okoliczności... Właściwie czego ja mam szukać... Kogo szukać?...

Kieruje kroki do baru. Czy ktoś jej pomoże... System to ona, jak jej będa mogli zaufac... Coraz więcej wątpliwosci... Przed oczami staje tekst jej kartoteki... Zdecydowanym krokiem wchodzi do pomieszczenia. Kilka osób obraca głowę w jej stronę, przyglądają się przez moment po czym tracą dla niej zainteresowanie... Ale nie samotny, młody mężczyzna siedzący w rogu... Wstaje i podchodzi... Czarne oczy patrza przenikliwie... Chromowe wlosy nad czołem kołysza się przy każdym kroku.

- Dijo... czekałem na ciebie, bardzo długo czekałem... - dźwięczny głos starannie wymawia jej imię.

Zdziwienie... Znają mnie... On mnie zna? Ja sama o sobie tak mało wiem, a oni mnie znają...

Znów ten głos... mężczyzna powoli obchodzi ja na około...

- Dijo... dobrze, że jesteś... - lekki uśmiech, chyba sympatii...

- Tak ? Skąd mnie... znasz? - zdziwienie pobrzmiewa w jej głosie.

- Oh... wszyscy cię tu znamy... Jesteś Wybrana... Ale tylko kilku z nas wie jak wyglądasz... Wiemy o tobie wszystko, co jest dostępne i mniej dostępne... Obserwowaliśmy ciebie... A ja wiedziałem, że któregoś dnia się tu pojawisz... Że któregoś dnia zrozumiesz... Witaj wśród swoich - jeszcze jeden uśmiech... szczery.

Dijo jest zbyt oszołomiona, by cokolwiek powiedzieć. Daje się poprowadzić do stolika w rogu sali...

I cóż potrafisz człowieku... Widzę ciebie i siebie siedzących przy stoliku, smużki rozszczepionego w kurzu światła padające na moją zamyśloną twarz... Spójrz w głąb siebie, tam też jestem... To co doskonale w twoim niedoskonałym świecie, to co źle i to co dobre... Czy masz jakiś wybór... Przestań już myśleć, odejdź... ja to ty... to miasto... nie czujesz?

- Pomożesz nam? - nuta nadziei w głosie meżczyzny.

Wahanie...

- Komu... w jaki sposób? - wyraz zamyślenia nie znika z twarzy młodej dziewczyny. Dijo czuje w głowie pustke... Tysiące myśli przewijających się w szalonym tempie, a ona nie może wyłowić z niej żadnej konkretnej... - Kim jesteście?

- Jesteśmy... Po prostu jesteśmy... I chcemy żyć w świecie gdzie nikt nie będzie kierował każdym dniem naszego życia. Ilu nas jest... Czy to ważne? Ważne, że teraz ty jesteś...

I że nam pomożesz. - słowa wypowiedziane z niezachwiana pewnościaą siebie.

- Ale... Kim ja jestem? - Dijo patrzy w ścianę przed sobą.

- Moją siostrą... - słowa wypowiedziane niemal szeptem tną jej umysł jak papier.

Dijo patrzy w osłupieniu na człowieka siedzącego naprzeciwko.

- Oni zaplanowali twoje urodziny... Wiedzieli, że będziesz wyjątkowa i zrobili wszystko by ciebie mieć... Nie musieli się specjalnie starać - zatoczył ręka krąg. - Tu wszystko jest ich własnościa. Moje istnienie zignorowali, nie przedstawiam dla nich takiej wartości jak ty... Zostałaś oddana pod opiekę jednemu z członkow ich rady, miałaś się uczyć... - spojrzał na nią uważnie. - Dla nich, by kiedyś przejąć władzę nad Systemem... By nim rządzić... Również dla nich.

Szok i niedowierzanie ustapiło zimnej pewności, że to prawda. Z otchłani umysłu wypłynęły wszystkie te dziwnie brzmiące zdania, które czasami podsłuchała... Klocki powoli znajdowały swoje miejsce scalając się w obraz jak ze snu.

- Tak Dijo... Wiesz, że to prawda... Dijo to imię, które dla ciebie wybrali... Dijo Stark... Znasz już swoje nazwisko... - spuścil głowę. - Pomóż nam, znasz System, wiesz jak go zniszczyć...

Zadrżała...

No pomóż im, na co czekasz? To tylko zera i jedynki... misternie poukładane w struktury, które tak dobrze znasz... Jestem tylko częścia ciebie... Boisz się, prawda? Więc odejdź... i rządź. I tego też nie potrafisz? Pusty śmiech, odbija się echem w zakamarkach umysłu grzebiąc wszystko co znam... Nie śmiej się, proszę... Ty prosisz? Marna istoto, nawet nie wiesz co znaczy to słowo... Patrzyłaś na nich moimi oczami, myślisz, że wiesz już wszystko? Proszę bardzo... Daj im to, czego tak bardzo chcą... Wolności... Wiesz jak to zrobić...

Przyćmione światło padające gdzieś z boku, szary sufit zarysowany niezliczoną ilość razy... Powoli podniosła głowę.

- Nic ci nie jest? Zemdlałaś... - znów ten mężczyzna. - Dijo? Poznajesz mnie? To ja, Chris... Twój brat...

Nie chcę pamiętać. Dzień, w którym przyszłam na świat nigdy nie powinien nastąpić... Skazano mnie bez winy.

Powoli wstaje na nogi. To ciągle cyberprzestrzeń, lecz inne jej miejse. Bar rozpłynął się gdzieś w blasku neonów ciekawie zaglądających do środka jedynym oknem.

- Nic mi nie jest. Czy... Tak własnie wygląda życie? - niepewnie podchodzi do okna.

- Nie... To tylko marna jego próbka... Chcesz zobaczyć tą drugą stronę?

Dijo kiwa głową.

- Więc witaj w krainie czarów... - Chris niedbale macha ręka.

Szara ulica zalana poświatą kolorowych świateł kapiących z reklam, pod murami przemykają przechodnie, biegną nie oglądając się za siebie. Nikt nie zwraca uwagi na parę stojąca na rogu ulic... Seria strzałów zagłusza nagle uporczywe słowa zachęcające do kupna... Kilka osób pada na ziemię... I już się nie podnosi. Ulice mokre od deszczu spijają chciwie krew sączącą się z porozrywanych ciał, piękna kobieta monotonnym głosem zapowiada kolejną promocję... "...wszyscy nasi klienci..." nikt nie spoglada w kierunku leżących ciał, wszystko co żywe ucieka i kryje się w każdym dostępnym zakamarku "...mogą liczyć na zniżki..." Warkot śmigłowca odbija się od betonu, od jezdni i kołacze w głowie... Gdzieś z wysoka maszyna spływa ku ziemi tnąc powietrze snopami reflektorów, zzna zakrętu wysypują się żołnierze z bronią gotową do strzału... Znów coś upada na chodnik... I kolejne głuche uderzenie, tuż obok... Martwe twarze rozświetlone łuną pożaru. Ogień dociera do kolejnego pojazdu, wybucha ze zdwojoną siłą w akompaniamencie potwornego huku... Samochód jak papierowa zabawka unosi sie nad ulicę i spada kilka metrów dalej rozsiewając na około zabójcze odłamki i lepiące płonące paliwo... Kobieta z reklamy beznamiętnie patrzy przed siebie wypowiadając wyuczony tekst... Mała dziewczynka z nagle krzykiem wybiega z bramy. Jej sukienka jest cała w płomieniach a głowa otoczona jest ognistą cierniową koroną... Upada po kilku krokach litościwie zamknięta w objęciach przez śmierć.

- Dość!

Znów szary pokój... Dijo wsparta o ścianę próbuje pozbierać uczucia.

- Tak wygląda nasze życie... Takie sceny mają miejsce codziennie... Tego ci nie pokazywali... Oni mowią na to zamieszki... - Chris przerywa ciszę.

- Ja nigdy... - Dijo nie wie co powiedzieć. Wiele razy wysyłała oddziały do tłumienia zamieszek, ale nigdy nie sadziła... Że tam ktoś strzela, ktoś ginie...

- Wiem... nie wiedziałaś...

Dijo podnosi głowę.

- Pomogę wam... ale muszę wrócić do siebie. Inaczej się nie da...

Meżczyzna ze zrozumieniem kiwa głową.

- Jeśli się uda... Będę tu na ciebie czekał...

- Tak... przyjdę... - głos Dijo jest pusty, nieobecny...

Odchodzi wolnym krokiem, nie oglądając się za siebie.

ijo kochanie, usnęłaś przy komputerze - tak dobrze znany głos wyrywa ją z płytkiego snu.

Wzdryga się mimowolnie pod dotknięciem dłoni przybranego ojca... Kłamcy.

- Oh... Rzeczywiście... - Dijo prostuje się w fotelu. Ekrany mrugają do niej przyjaźnie.

- Wszyscy już poszli spać... Nie przemęczaj się... - Kev Collins odchodzi w kierunku drzwi.

- Dobrze... zaraz skończę.

Dziewczyna patrzy jeszcze przez chwilę na zamknięte drzwi. Powoli odwraca się do komputera... Wciska kilka klawiszy. Ekrany jeden po drugim ciemnieją, na ostatnim z nich nagle uporządkowane szeregi danych zaczynają sie łamać, wkrada się chaos... I on po chwili także ciemnieje. Komputer wydaje przeciagły gwizd, jakby nie mogąc uwierzyć w coć, co go spotkało i milknie... Jedno po drugim gasną światełka, cichną wentylatory... W ciemnym pomieszczeniu zapada cisza. Dijo zamyka oczy...

szyscy członkowie rad Konsorcjów zebrani przy jednym stole... Ponure miny...

Naelektryzowana atmosfera nie wróży niczego dobrego.

- Co z Systemem? - pada pytanie.

Odpowiedzią jest martwa cisza. Nikt nie chce się wypowiadaś w tej kwestii...

- Co z dziewczyną, która go prowadziła?

- Nie żyje, przyczyna śmierci nieznana. - krótka odpowiedź. Nikt nie wdaje się w szczegóły.

Myślicie że nie żyje... Ciesz się NeoCity tą swoją wolnościa... Zabije ciebie ona szybciej niż cokolwiek innego... W każdym bicie, w każdej jednostce danych jest moje imię, nawet jeśli tego nie chcecie... Będziecie teraz chodzić z podniesionymi głowami, wypełźniecie ze swoich nor... Pójdziecie walczyć... A kiedyś znów któryś z was mnie odnajdzie, dałam wam klucz... Otworzycie z ciekawości drzwi... Wtedy znów spojrzę na was z góry, a wy będziecie moimi oczami... Ciągle jesteście więźniami własnych umysłów... Dostaliście świat w darze... świętujcie...

ojska pozbawione koordynacji Systemu rozbijane w proch przez rozwścieczonych mieszkańców. Stosy ciał na ulicach... W tle strzały. Gdzieniegdzie lekarze probujący wypełniaś swoje obowiązki, migające światłami karetki przedzierające się przez barykady z wypalonych wraków. Budynki wyprute z wnętrzności... Chmury nisko zawieszone nad miastem... Zaciekle bronione kompleksy należące do Konsorcjów padają jeden po drugim...

Ktoś z siedzących przy stole wyłącza przekaz... Ani słowa komentarza. Już tylko cisza... Twarze przybrane w nieruchome maski... Już tylko cisza.

Witaj w wolnym świecie dziecinko...



Powrot